12 czerwca 2025 r.
"Jakim jedzeniem chcesz pachnieć po każdej zmianie?"
To było moje główne pytanie. Jedyna mądrość, którą zaoferowałem, gdy siedzieliśmy z moją żoną Sarą w przeważnie pustej kawiarni, rzucając pomysły na otwarcie food trucka. "Maślane karmelizowane ciasto" nie było najgorszą odpowiedzią.
Kiedyś żartowałem, że muszę wzbogacić się na gotowaniu Sary. Nie była wyszkolona, ale w moim odczuciu była kulinarnym geniuszem. Od dawna marzyliśmy o założeniu food trucka, ale nie mieliśmy pojęcia, co robimy.
Tak więc tej nocy w kawiarni zdecydowaliśmy, że nadszedł czas, aby przestać się wahać i podjąć pewne decyzje.
Co oczywiście sprawiło, że zdecydowaliśmy się na gofry! Ale nie byle jakie gofry: Specjalizujemy się w gofrach w stylu Liege. Jest to rodzaj belgijskich gofrów wykonanych z ciasta drożdżowego przypominającego brioszkę i wypełnionych cukrowymi perełkami. Kiedy trafiają do gofrownicy, perełki na zewnątrz karmelizują się i chrupią, podczas gdy te w środku częściowo się topią, a następnie ponownie formują, gdy ostygną. Rezultatem jest gofr, który jest złocisty na zewnątrz i wypełniony słodkimi, żującymi kieszonkami w środku.
Aby uczynić go naszym własnym, skupiliśmy się na dodatkach i nadaliśmy wszystkim śmieszne nazwy zakorzenione w popkulturze i wewnętrznych żartach. Nasze menu ostatecznie składało się z pozycji, w tym The Cap - czerwonej (truskawkowej), białej (sernik z bitą śmietaną) i niebieskiej (jagodowej). 99 (na podstawie programu telewizyjnego "Brooklyn Nine-Nine") był dostarczany z Nutellą i truskawkami, a za każdym razem, gdy był zamawiany, cała ciężarówka krzyczała "Nine-nine!".
Zdjęcie u góry, Chris Mullen i jego żona Sara robią sobie selfie przed Waffle Wagon, ciężarówką, w której mieści się ich firma produkująca gofry w stylu Liege. Powyżej, jeden z pysznych gofrów w ofercie. (Zdjęcia dzięki uprzejmości Chrisa Mullena)
Kolejną ważną decyzją tej nocy było to, jak zacząć. Nie chcieliśmy iść na całość, nie wiedząc, co robimy, więc planowaliśmy zacząć od małego, uczyć się w miarę postępów i rozwijać, jeśli miało to sens. Czułem się tak, jak działa progresja w grach wideo - zacznij od podstawowego ekwipunku, wykonuj wykonalne zadania i awansuj wraz z doświadczeniem. Zamiast więc od razu wskoczyć do food trucka, postanowiliśmy przetestować wszystko w namiocie pop-up na lokalnym targu rolnym. Gdyby to zadziałało, wykorzystalibyśmy przychody do sfinansowania ciężarówki i utrzymalibyśmy wszystko bez długów tak długo, jak to możliwe.
Pojawili się przyjaciele i rodzina, ale sam aromat wystarczył, by przyciągnąć tłumy. Sprzedaliśmy się szybciej niż oczekiwaliśmy i zostaliśmy ponownie zaproszeni na rynek w następnym tygodniu. To samo wydarzyło się ponownie. I jeszcze raz. I jeszcze raz.
Logika gier wideo zwyciężyła po raz kolejny. Nadszedł czas na awans. Kupiliśmy ciężarówkę Freightliner ze zbyt dużym przebiegiem, niewystarczającym wyposażeniem i znacznie większą przestrzenią niż potrzebowaliśmy. Ale był w naszym zasięgu cenowym. W międzyczasie zapewniliśmy sobie stałe miejsce na rynku, a nasz początkujący biznes miał się rozkręcić. Każdy dzień, każde wydarzenie i każdy kamień milowy pokazywał nam, jak wiele jeszcze musimy się nauczyć.
Kiedy prowadzisz małą firmę, musisz stać się ekspertem "" we wszystkim, a przynajmniej ekspertem w Googlingu i zadawaniu ChatGPT właściwych pytań. Na przykład, ile mocy pobiera komercyjna gofrownica i ile można ich uruchomić na jednej wtyczce? A dla każdego, kto spędził lato w Missouri, prawdziwym pytaniem jest, czy możemy wygenerować wystarczającą ilość energii dla klimatyzatora i zrobić to ekonomicznie. (Krótka odpowiedź: nie).
Tej nocy zdecydowaliśmy się nawet na nazwę dla naszego biznesowego dziecka: WaffleNerds. Sara była gofrem. Byłem kujonem. To po prostu miało sens.
Po uzyskaniu licencji i pozwoleń zapewniliśmy sobie tymczasowe miejsce na lokalnym targu rolnym. Po wszystkich planach i dyskusjach na temat przepisów, układu namiotu, cen i konfiguracji, byliśmy na miejscu. Staliśmy przed świtem w przydzielonym nam kącie, przemoczeni, ale pełni nadziei, rozstawiając stoisko, co do którego nie byliśmy pewni, czy ktokolwiek się na nim pojawi. To był albo początek czegoś fajnego, albo bardzo drogie śniadanie dla dwojga.
Biznes kwitł, może nawet trochę za bardzo. Po obsłużeniu dziesiątek tysięcy klientów, wylądowaniu w kilku lokalnych wiadomościach (z dobrych powodów) i zdobyciu rozgłosu w rodzinnym mieście, trafiliśmy na rozwidlenie dróg, gdy ostatni sezon dobiegł końca. Tempo nie było zrównoważone. Mogliśmy albo podwoić skalę, zaciągnąć dług na rozwój, zatrudnić zespół i zmienić wszystko - albo wrócić do mniejszej, prostszej wersji, którą wyobrażaliśmy sobie tamtej nocy w kawiarni.
A potem wiele się zmieniło w naszym życiu osobistym. Sara straciła ojca, u jej matki zdiagnozowano raka piersi, nasze najstarsze dziecko wyszło za mąż, a nasze najmłodsze wkrótce kończyło szkołę średnią. Przy tak wielu wydarzeniach życiowych dziejących się jednocześnie, decyzja o pauzie była łatwiejsza.
Cofnięcie się dało nam możliwość odetchnięcia i nabrania perspektywy. Ostatecznie zdecydowaliśmy się odejść, nie dlatego, że było to łatwe czy ekscytujące, ale dlatego, że było to słuszne.
Nie wiemy, co przyniesie przyszłość WaffleNerds, ale lekcje z tego rozdziału zostały wypracowane w stresie, niepewności i sporadycznych chwilach paniki - łagodzonych radością, kreatywnością i dużą ilością śmiechu.
Patrząc wstecz, zawsze skupiałem się na rozwijaniu biznesu. Ale w trakcie tego procesu to ja awansowałem.